Moje doświadczenia z serwetami nie są najlepsze. Jakoś nigdy się nie lubiłyśmy... Zawsze wychodziły mi albo "kapelusze", albo "falbanki". Największa udana serwetka w moim wykonaniu, miała może z 20 cm średnicy. Bardzo długo omijałam więc wszelkiego rodzaju serwetki i obrusiki szerokim łukiem. Aż do dzisiaj.
Spodobał mi się wzór w gazetce i bardzo chciałam spróbować. Miała to być niewielka, a przez to niezbyt czasochłonna - po prostu idealna dla mnie serwetka. A tymczasem nie wychodzi. Prułam ją już dwa razy i zaczynam tracić cierpliwość. Jedyna nadzieja w mojej mamie. Mam nadzieję, że ona coś na to poradzi. Jej oko i zmysł robótkowy są niezawodne.
Początki były obiecujące.
Reszta już nie tak bardzo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz